PUBLICYSTYKA
Górnicy w regionie świętokrzyskim? Jest ich sporo
Górnicy w Świętokrzyskiem? Przecież oni są tylko na Śląsku… A jednak, nasz region jest drugim co do wielkości ośrodkiem górniczym w Polsce. Popularne „Białe Zagłębie” liczy sobie około 5 tys. pracowników. – Górnicy z krwi i kości to pod ziemią pracują. Na nas świeci słońce, pada deszcz – mówi z uśmiechem Stanisław Wajda, który górnikiem jest od 40 lat.
Tradycje górnictwa na kielecczyźnie są bardzo stare. – Sięgają one starożytności. Najstarsze w naszym regionie kopalnie pochodzą z paleolitu. Wtedy rozpoczęła się eksploatacja żelaza. Już w I-II w. funkcjonowały znaczące ośrodki górniczo-hutnicze. Wydobywano u nas ołów, miedź, a nawet próbowano doszukiwać się złota, co okazało się „chimerą”. Jednak przede wszystkim słyniemy z surowców budowlanych – przypomina prof. Jerzy Szczepański.
Z tego słynie m.in. Sitkówka – jedna z wielu miejscowości w naszym regionie, w której znajdują się kopalnie odkrywkowe cennego wapienia. Obecnie w podkieleckiej wsi stacjonuje firma Trzuskawica S.A. Zakład Przemysłu Wapienniczego, która zatrudnia ponad 300 osób. Tutaj ludzie nie muszą schodzić do podziemi, ale górnik, to jednak górnik – bywa niebezpiecznie. – Pracuję tu już od 34 lat. Zacząłem jako pomocnik przy doświadczonym operatorze, zdobyłem uprawnienia i jakoś bezpiecznie przepracowałem te wszystkie lata. Owszem, zagrożenia występują. Do odrywania warstw wapienia używamy ładunków wybuchowych. Ja na przykład pracuję zazwyczaj pod 25-metrową ścianą. Należy uważać i mieć oczy dookoła głowy, żeby masy skalne nie spadły na koparkę, czy ładowarkę. Trzeba lubić tę pracę. Ja nie widzę się w innym zawodzie – mówi Seweryn Jan, operator koparki.
W przeszłości zagrożenia były dużo większe, przez co dochodziło do nieszczęśliwych zdarzeń. – Mieliśmy w latach 70-tych wypadek, w którym pracownik został wręcz spalony prądem. Dzięki postępowi techniki zrezygnowano z urządzeń elektrycznych na rzecz spalinowych. Wyeliminowaliśmy to zagrożenie – zauważa Stanisław Wajda, kierownik ruchu zakładu górniczego „Trzuskawica”.
Pomimo pewnego ryzyka, marzeniem wielu jest pracować w takiej firmie, założyć kask, oznakowaną kamizelkę, harować za sterami nowoczesnych maszyn wydobywczych i przy tym zarabiać naprawdę dobre pieniądze. O pracę górnika w naszym województwie jednak niełatwo. – Ilość podań o pracę jakie mam, chyba świadczą o tym, że ludzie chcieliby tu pracować – zaznacza Michał Jankowski, prezes zarządu ZPW „Trzuskawica”.
– Powoli patrzymy na Polskę inaczej, bo zaczynają tu przyjeżdżać ludzie z Włoch, Hiszpanii. To Polacy jeździli na zbiory winogron, czy pracować w budownictwie. Tam to już się kończy. Od jakiegoś czasu dostaję oferty od inżynierów, którzy kończą studia zagranicą z zapytaniem, czy nie byłoby dla nich miejsca pracy – dodaje.
Szczególnie, że kondycja „Białego Zagłębia” jest dobra. Bardzo udanym okresem był 2011 rok, w którym był idealny czas dla przemysłu w związku z programem budowy dróg i autostrad, dzięki czemu chyba każda firma w okolicy zaliczyła rekordowe wyniki. – Wtedy przez nasz zakład potrafiło się przewinąć po dziesięć pociągów i tysiąc ciężarówek na dobę. Teraz nie będzie aż tak dobrze, ale odpowiednio przygotowane przedsiębiorstwa przejdą przez trudny okres. W cyklu ekonomicznym zawsze zdarzają się gorsze i lepsze momenty. Jak jest łatwo, to każdy umie. A tak to trzeba troszeczkę popracować – zauważa Jankowski.
Pewnym wyjątkiem jest KKSM, które ogłosiło w tym roku upadłość restrukturyzacyjną, co miało związek ze źle przeprowadzonym procesem prywatyzacyjnym. – Trzeba powiedzieć wprost, że to przez rabunkową gospodarką nowego właściciela. Na szczęście produkcja codzienna „Marmurów” jest duża, ze zbytem także nie ma problemu. Zakład nadal istnieje, produkuje i realizuje zamówienia – zaznacza Waldemar Bartosz, przewodniczący „S” regionu świętokrzyskiego.
W przypadku „Trzuskawicy” prywatyzacja, która miała miejsce w 2003 roku, przebiegła w zupełnie inny sposób. Została ona przejęta przez irlandzki Cement Roadstone Holding – jednego z największych koncernów budowlanych na świecie, który zainwestował. Obecnie firma w Sitkówce warta jest kilkaset milionów złotych. – Dwa lata temu jako prawdopodobnie pierwsi w Europie dostaliśmy nowoczesne ładowarki. To jest sprzęt – chwali się Seweryn Jan, który na co dzień pracuje na jednej z tych maszyn.
Jak sam podkreśla, jego początek przygody z górnictwem w latach 70-tych, nie był łatwy: – Wtedy mieliśmy koparki elektryczne, do których niezbędny był pomocnik przy obsłudze kabla. Ciężko było... Nie ma co nawet porównywać. Teraz wiadomo – klimatyzacja, radyjko, tylko chęci do pracy (śmiech). Kiedy przybyły do nas nowe koparki, miałem przez producenta zafundowaną wycieczkę do Hiszpanii na dziewięć dni w ramach tak jakby mistrzostw świata operatorów. Byli ludzie z Mongolii, Araby, Japończycy i cała Europa, a wśród nich ja. Jak wyszło? A, tak Średnio – dodaje z uśmiechem pan Seweryn. Górnictwo to także miejsce dla kobiet. Wśród nich jest Romualda Chmielewska, kierownik kopalni. – W górnictwie dyscyplina jest konieczna i nikt z tym nie dyskutuje. Jak to jest opanować aż tylu mężczyzn? Myślę, że łatwiej niż kobiety (śmiech).
Mimo nienajlepszej perspektywy, świętokrzyscy górnicy chyba mogą spać spokojnie. Dlaczego? Kamień wapienny jest używany praktycznie do wszystkiego. Najbardziej medialnym produktem na bazie kruszywa z „Trzuskawicy” jest stadion Korony. Wapno jest niezbędne w praktycznie wszystkich obszarach gospodarki np. hutnictwo, ciężki przemysł. Stosowane jest do produkcji szyb samochodowych, opon, farb, materiałów ściennych, klejów, czy chociażby pasty do zębów. Przydaje się także do obszaru ochrony środowiska jako środek odsiarczania spalin.
Czy można bez niego wyobrazić sobie życie? Oczywiście. Można nie budować dróg, oraz oddychać zatrutym powietrzem.
Maciej Urban