Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 43.

PUBLICYSTYKA

Kiedy się wkurzę, idę na spacer

piątek, 19 grudnia 2014 14:40 / Autor:
Kiedy się wkurzę, idę na spacer
Kiedy się wkurzę, idę na spacer

Rozmowa z Dariuszem Daszkiewiczem, trenerem Effectora Kielce.

- Mam słabość do...

- Tu odpowiedź jest prosta! Mam, niestety, ogromną słabość do słodyczy…

- Ma trener jakieś ulubione?

- Łatwiej byłoby mi wymienić, te których nie lubię

- A są takie?

- Tak, ciasto drożdżowe i gorzka czekolada, chociaż, jeśli taki drożdżowiec jest ciepły, zaraz po wyjęciu z piekarnika i posmaruje się go masełkiem, to taka jego forma mi bardzo odpowiada i z chęcią go zjem. Pozostałe słodycze pochłaniam w ogromnych ilościach, nad czym ubolewam, ale nieraz trudno się powstrzymać…

- To trochę łasuch z trenera… Lubi sobie trener dogodzić?

- Przyznaję bez bicia (śmiech). Teraz przypominają mi się początki mojej przygody z siatkówką, kiedy wyjeżdżaliśmy na różnego rodzaju obozy. To były czasy kiedy z dostępem do słodyczy było ciężko. Różnego rodzaju ograniczenia sprawiały, że nie mogłem zabrać ze sobą tyle łakoci ile chciałem. Dlatego zawsze po przyjeździe na miejsce szukałem najtańszej lodziarni.

- Czemu najtańszej?

- Stara dewiza łasucha brzmi: dużo i tanio. Wtedy stawiałem zdecydowanie na ilość. Ciągle liczyłem swoje oszczędności. Ile mogę wydać, co i ile za to kupię. Jadłem po dziesięć, dwanaście lodów dziennie! Patrząc przez pryzmat sportowca, nie zawsze miało to dobre przełożenie na moją formę i wyniki. Ta miłość do słodyczy została mi do dziś…

- Nie powiedziałbym, bo w ogóle tego nie widać…

- No, niestety widać, dlatego od czasu do czasu próbuję coś zrzucić i w tym roku też sobie zrobiłem takie postanowienie. Udało się zgubić siedem kilogramów. Niestety, minęły wakacje i w trzy trzy miesiące z tych siedmiu pięć kilogramów wróciło z powrotem, niestety. Naprawdę ciężko u mnie z motywacją do odstawienia łakoci, powrót do nich jest zdumiewająco szybki.

- Najbardziej denerwuje mnie...

- Sytuacje, które powinny finalnie wyglądać inaczej, a ja nie mam na to wpływu. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to do szału doprowadzają mnie proste błędy. Skutecznie wyłapują to kamery telewizji transmitującej spotkania. Moi synkowie patrzą na mnie, a później dopytują, czemu robiłem takie miny, czemu skakałem, albo co najgorsze próbują wyczytywać coś z ruchu moich ust.

- Mój sposób na dobry humor...

- Jeśli sytuacja jest napięta, nie mam na nią wpływu, a zdenerwowanie z kolei ma wpływ na moje funkcjonowanie, to zawsze ratunkiem okazuje się długi spacer. Nie pomaga mi rozmowa z kimś i wyrzucenie z siebie swoich żali. Jestem człowiekiem, który ze swoimi słabościami radzi sobie sam. Wtedy wolę wewnętrzną rozmowę z samym sobą. W kilku kryzysowych sytuacjach, trenując Effectora, decydowałem się na pójście w Góry Świętokrzyskie, bo takie zwykłe spacery po okolicy nie pomagały.

- W kobietach nie lubię...

- Trudne pytanie, bo praktycznie cały czas mam do czynienia z facetami, ale jeśli już mam coś powiedzieć, to takich chyba zwyczajnych spraw nie lubię. Zarozumiałości, wywyższania się i zbytniej pewności siebie. Ja jestem osobą otwartą i cenię sobie tę cechę u innych.

- Z podróży zawsze przywożę...

- Zawsze coś dla moich trzech wspaniałych synów. Bardzo często pojawia się z ich pytanie strony: tata co nam przywiozłeś?Najczęściej padało ono po wyjazdach reprezentacyjnych do egzotycznych krajów, na przykład Egiptu czy Algierii. Wtedy starałem się, żeby podarunek wiązał się z danym krajem. Teraz też przed wyjazdem dopytują czy coś przywiozę. Nieraz jest to trudne, bo niby wyjeżdżamy, niby zwiedzamy, ale z reguły hotele i hale. Trudno więc o zakupy. Nieraz więc ograniczam się do przywiezienia słodyczy. Mało to wychowawcze, tym bardziej, że i ja coś z nich uszczknę.

- Słowo, którego nadużywam...

- Nie mogę powiedzieć tego słowa.

- Dużo jest takich chwil podczas meczu, kiedy używa trener słów, których nie chce powiedzieć do mikrofonu?

- Zdarzają się…

- A na co dzień?

- Unikam przeklinania i na pewno nie jest to częste. Ale w zawód, który wykonuję, przekleństwo jest poniekąd wpisane. Na meczach czy treningach nieraz samo ciśnie się na usta.

- Na jeden dzień chętnie zamienię się z...

- Patrząc na tę brzydką jesień, to z kimś, kto może leżeć w tej chwili na plaży i wygrzewać się w słońcu.

- Ma pan rodzeństwo?

- Tak, brata starszego o pięć lat.

- Czy również związany jest z piłką siatkową?

- Tak, jeśli można uznać za taki związek jego obecność na każdym moim meczu i gorące kibicowanie.

- Dziękuję za rozmowę.

Robert Majchrzyk

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO