Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Lampucerów już nie ma

piątek, 24 kwietnia 2015 15:16 / Autor: Dariusz Skrzyniarz
Lampucerów już nie ma
Lampucerów już nie ma
Dariusz Skrzyniarz
Dariusz Skrzyniarz

Lampucerzy i lampy astralne kojarzą nam się dzisiaj z czymś bliżej nieokreślonym, ale w XIX wieku wszyscy wiedzieli, o co chodziło – o rozświetlenie ciemności na ulicach, gdy jeszcze nikt nie słyszał o neonach. Bo światło elektryczne rozbłysło w Kielcach zaledwie sto lat temu.

Zacznijmy od początku, a w zasadzie od ciemności. Pierwsze dziesięć latarni rozświetliło pogrążone dotychczas w mroku ulice Kielc dopiero w 1819 r. Zakupiono je i utrzymywano na koszt właścicieli domów. Nazywano je lampami astralnymi, a źródłem światła był knot zanurzony w zbiorniku z oliwą. Spodobały się. Do końca XIX wieku latarnie astralne umieszczono na wszystkich głównych ulicach miasta i powoli zastępowano je nowocześniejszymi, naftowymi.

Andrzej Jankowski w wydanych w 1902 roku „Wycieczkach po kraju” narzekał na mroki panujące nocą na kieleckich traktach. Utyskiwał, że źle utrzymane latarnie słabo świeciły, mimo że lampucerzy zapalali je co wieczór, dolewali oliwy lub nafty, czyścili szkła i przycinali knoty. Nie zawsze jednak wykonywali swoje obowiązki należycie, bowiem lampy rzeczywiście często gasły lub dawały mało światła – wystarczyła przydymiona szybka lub krótki knot i znowu któraś ulica tonęła w egipskich ciemnościach.

W końcu przyszła nadzieja, że stanie się jasność. W 1913 r. powstała pierwsza w mieście elektrownia. Był to niewielki parterowy budynek przy ulicy Leśnej, należący do Tomasza Ruśkiewicza. Dwa agregaty prądotwórcze wytwarzały prąd, który docierał do centrum ówczesnych Kielc. Jej żywot był jednak krótki. Prymitywna konstrukcja nie mogła zaspokoić rosnących potrzeb. Już w 1925 r. Ruśkiewicz elektrownię sprzedał.

Postawiono nową, jak na owe czasy bardzo nowoczesną, zaopatrzoną w napęd parowy i maszyny zdolne do wytwarzania prądu trójfazowego o napięciu 300 volt. Zainstalowano trzy turbogeneratory systemu Brown–Boweri i Ljongstrom o mocy 4000 kilowatów, cztery kotły marki Babcoc–Wilcox o powierzchni 1000 m kw. Położono 19 kilometrów kabla i 23 kilometry linii napowierzchniowej. Sieć wysokiego napięcia ukryto pod ziemią, a użytkową rozciągnięto na drewnianych słupach. Zbudowano też 11 murowanych podstacji transformatorowych według projektu znanego kieleckiego architekta Wacława Borowieckiego.

Ten zakład energetyczny, usytuowany nieopodal kościoła św. Krzyża, ruszył 26 września 1926 roku. Jego dyrektorem został inżynier elektryk Henryk Paszyc. Początkowo z prądu korzystało zaledwie 2700 prywatnych abonentów; kielczanie bowiem nader ostrożnie korzystali z dobrodziejstw cywilizacji.

Do końca 1928 roku zelektryfikowano największe fabryki i zakłady miasta. Energię elektryczną doprowadzono do Ludwikowa, Marmurów, kilku młynów, wapienników „Wietrznia” , tartaków i cegielni Siekluckiego. Kielecki przemysł ruszył pełną parą. Pojaśniały też kieleckie ulice. W 1926 roku było już 701 lamp ulicznych. Ich liczba stale wzrastała.

Elektrownia produkowała prąd do końca 1962 r. Potem podzieliła los małych zakładów energetycznych – likwidowanych, gdy miasta wchodziły w ogólnokrajowy układ energetyczny. Dziś pozostały już po niej tylko wspomnienia. Resztki budynków wyburzono pod koniec lat 70., podczas budowy dworca autobusowego. Wielu z nas pamięta jeszcze z dzieciństwa ceglane konstrukcje.

Już w latach 60. XX wieku ciemności nocy zaczęły rozpraszać trwalsze i wydajniejsze świetlówki, potem lampy rtęciowe i wreszcie święcące ciepłym, żółtym światłem latarnie sodowe.

Ale czy wszystko stało się jasne?

Pod moim oknem stoi latarnia, często się psuje, raz świeci, a raz nie. Jest brudna, a lampucerów już nie ma.

Dorota Kosierkiewicz

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO