Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 43.

PUBLICYSTYKA

Staropolskie coś na ząb

poniedziałek, 24 marca 2014 12:49 / Autor:
Staropolskie coś na ząb
Staropolskie coś na ząb

Jakie to dziś proste. Nie trzeba nawet umieć gotować. Wystarczy wejść do hipermarketu, kupić mrożonkę, włożyć do kuchenki mikrofalowej i po sprawie. Obiad gotowy. A jak to było z jedzeniem jeszcze sto lat temu?

Na początku XX w. podejście do pożywienia bardzo się zmieniło. Staropolska obfitość posiłków ustąpiła miejsca ich wykwintności. Minął też czas magnackich biesiad na rzecz rodzinnych posiłków. W powszechnym mniemaniu podstawą dobrego pożywienia było mięso i białe pieczywo, warzywa gotowane, duszone lub podawane jako przetwory. Wraz z upowszechnieniem kolei żelaznych i samochodów coraz częściej pojawiały się nowe smaki i potrawy, zwłaszcza francuskie i włoskie. W cukierniach można było kupić ciastka sprowadzane z Wiednia. Restauracje proponowały kawior, egzotyczne ryby i owoce morza. Popularna była kuchnia francuska, rosyjska i węgierska.

Pojawiły się modne poradniki kulinarne dla nowoczesnych pań domu, potrafiących nie tylko zarządzać kuchnią, ale całym domem. Znajdziemy w nich przepisy oraz różnego rodzaju porady praktyczne. Tusza ciągle stanowiła oznakę powodzenia i majętności, bardzo trudno było zerwać z tym stereotypem.

Rytm życia wyznaczał czas posiłków. W bogatszych domach gospodarz wstawał wcześnie rano i jadł śniadanie w towarzystwie żony, reszta domowników wstawała później. Na pierwszy posiłek pito mleko, kawę z mlekiem, herbatę. Jedzono bułki, rogaliki maślane, jajka, konfitury, miód. W modnym wówczas poradniku „Doskonała kuchnia” Maria Marciszewska podpowiadała, że „do herbaty podaje się cukier rąbany z głowy, śmietankę, cytrynę pokrajaną w plastry”, a na śniadanie lekkie sery, wędliny masło, „marmeladę owocową”, miód i ciasto. I podkreślała, że do kawy nie wypada proponować wędlin i serów, a tylko wykwintne słodkości.

Potem był obfity obiad, składający się z zupy (podobne jak dziś) i drugiego dania (przeróżne mięsa) z deserem. Pod wieczór kolacja z menu przypominającym śniadanie, ale znacznie cięższa. W wytwornych domach serwowano drugie śniadania i podwieczorki, kawkę albo herbatkę z czymś słodkim i niekoniecznie małokalorycznym.

Tak jadali najbogatsi kielczanie. U tych biedniejszych, zwłaszcza robotników, na stołach królował nieśmiertelny ziemniak, mleko, różnego rodzaju kasze, kapusta i śledzie, czasami drób, królik i inne mięsa, ale od święta. W „Gazecie Kieleckiej” z 1903 r. można znaleźć menu z weselnej uczty w podmiejskiej wsi. Podano kapustę z kaszą, flaki z kaszą i… kaszę z mlekiem. Popularne były zacierki na mleku zamiast dzisiejszych przetworzonych płatków i musli. Powodzeniem cieszyły się małe kuleczki z tartych ziemniaków. Można je było jeść ze skwarkami albo mlekiem.

Jak informuje etnograf Edward Traczyński, przed II wojną prawie w każdej świętokrzyskiej chałupie stały w sieni żarna do mielenia ziarna. Nawet po II wojnie światowej w Machocicach, Brzechowie czy Porąbkach można było znaleźć używane żarna, masielnice i stępy do wyrabiania kaszy. Kiszono też kapustę i jabłka. Ciekawe, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu jadano powszechnie kasze: gryczaną, jaglaną i jęczmienną, z mlekiem, skwarkami, polewaną olejem lnianym.

Coś to Państwu przypomina? Dzisiaj dietetycy biją na alarm przypominając o prostych potrawach, zapomnianych, zdrowych olejach. Kuchnia fusion? A może powrót do tradycji?

Dorota Kosierkiewicz

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO