Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Wykluczony. Opowieść o bezdomnym

piątek, 03 października 2014 11:21 / Autor: Katarzyna Bernat
Wykluczony. Opowieść o bezdomnym
Wykluczony. Opowieść o bezdomnym
Katarzyna Bernat
Katarzyna Bernat

Są poniżani, wyśmiewani, czasem bici. Tułają się z kąta w kąt, szukają sposobów, by przetrwać. Nie mają domów, dlatego tak łatwo przyczepić im łatkę „patologia” i wyminąć z obrzydzeniem, gdy wyciągają dłoń po datek. Ale prawda o niektórych z nich jest bardziej złożona, Oto taka właśnie historia.

Jeden z ośrodków dla bezdomnych, na zewnątrz kilku mężczyzn. Pan Waldemar, który zechciał podzielić się swoją historią, jest tu od ponad roku. Wcześniej pomieszkiwał gdzie się dało, nawet w namiocie. Na pierwszy rzut oka wydaje się być człowiekiem szczęśliwym: radosny, uśmiechnięty, otwarty. Nie dostrzeżesz u niego - zadbanego i schludnego - żadnej z cech, którymi odznacza się większość bezdomnych.

- Muszę przyznać, że sytuacja, w której się znalazłem, została sprowokowana po części przeze mnie - opowiada pan Waldemar. - Miałem kłopoty z alkoholem. Zaczęły się już na studiach, ale wtedy przez myśl mi nie przeszło, że może się z tego urodzić taki problem. Mimo, że zaglądałem do kieliszka, ukończyłem dwa kierunki studiów. Ożeniłem się, urodziła się córka. Zacząłem pracować w dobrej firmie, dobrze zarabiałem, kupiłem mieszkanie. Problemy rozpoczęły się od momentu mego rozwodu – mówi, a z jego twarzy znika uśmiech. Błądzi wzrokiem w stronę okna, zamyśla się.

- Moja żona zaczęła się spotykać z innym mężczyzną. Musiałem się z nią rozstać. Mieliśmy już wtedy dwoje dzieci i ze względu na nie nie chciałem jej robić problemów. Zostawiłem jej wszystko, mieszkanie też. Zostałem sam. Co prawda miałem kontakt z dziećmi, ale to już nie było to samo, co kiedyś. Coraz częściej zacząłem zaglądać do kieliszka. Jedyną przerwą od alkoholu była praca. Tyle, że po pracy znów piłem, by zapomnieć. Im więcej miałem wolnego, tym częściej piłem. Kiedyś nawet, po wypiciu, pokłóciłem się z szefem i pod wpływem emocji złożyłem wypowiedzenie. Zacząłem zatracać się coraz bardziej. Nie chciało mi się szukać kolejnej roboty. Chlałem, by nie myśleć o problemach. Dopiero po jakimś czasie oprzytomniałem i powiedziałem sobie: dość! Pojechałem do Morawicy, poddałem się terapii. Kiedy dobiegła końca, wróciłem. Zamieszkałem u znajomej w Końskich. Znalazłem nawet pracę. Ale to wszystko nie trwało długo. Kobieta, z którą mieszkałem, również była po rozwodzie. Miała córkę, a ta nie chciała, bym żył z jej matką. Musiała więc wybierać między mną, a córką. Oczywiście wybrała córkę, a ja znów zostałem na lodzie - kontynuuje i widać, jak trudno mu zachować spokój.

- To było w sierpniu… Ciepły miesiąc, więc zamieszkałem w namiocie, w Kielcach. Miałem trochę oszczędności, starczało na jedzenie, nie musiałem żebrać. Policjanci znali moją sytuację, odwiedzali mnie często. Wiedzieli, że nie piję i nie robię nic złego, więc pomagali - przynosili jedzenie, raz nawet złożyli się na komendzie i ofiarowali pieniądze. Nie chciałem ich, miałem swoje. Bo żebrzą tylko ci, którzy naprawdę nie mają wyjścia – oświadcza gniewnie.

- Niektórzy policjanci namawiali mnie, żebym skorzystał ze wsparcia Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, ale wtedy jeszcze nie byłem zdecydowany – ciągnie. - Dopiero po przypadkowym spotkaniu ze streetworkerem, który zaoferował mi pomoc, znalazłem się w jednym z ośrodków dla bezdomnych. Ale byłem tam odcięty od świata, a ja potrzebowałem pracy, bo czułem się niepotrzebny. Przeniosłem się więc tu, do tego przytuliska. Już długo nie piję. Od roku codziennie jestem w bibliotece, stamtąd wysyłam po kilkanaście ofert, ale wie pani, jak wygląda nasz rynek pracy… Pracodawcy chcą młodych pracowników, najlepiej z wieloletnim doświadczeniem. Ja doświadczenie mam, ale wiek już nie ten, w dodatku człowiek jest chory i bezdomny, więc o robotę ciężko. Kiedyś jednak byłem na rozmowie kwalifikacyjnej. Przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Nie złożyłem wtedy CV, ale powiedziano mi, że nie będzie żadnego problemu, jeśli je doślę później. Dano mi także do zrozumienia, że mam duże szanse na zatrudnienie.

Wysyłając CV, podałem adres przytuliska i pracy nie dostałem. Oczywiście nie wiem tego na pewno, ale myślę, że właśnie z tego powodu, że jestem bezdomny. Ludziom z miejsc takich jak to, jest dużo trudniej gdzieś się zahaczyć. Dlatego myślę o założeniu własnej firmy, podjąłem już pewne kroki w tym kierunku. Boję się jednak bardzo… Najbardziej o to, żeby znów nie wpaść w nałóg. Jednak nie poddaję się, robię to głównie dla ojca, który przed śmiercią chce zobaczyć, że coś potrafię – uśmiecha się smutno.

- Nigdy nie przyszło panu do głowy, żeby poprosić o pomoc rodziców? Zamieszkać u nich, zamiast tu? – pytam.

- Nie. Nigdy. Nie chcę być dla nich ciężarem – odpowiada ledwie dosłyszalnym szeptem i kryje twarz w dłoniach.

Iwona Gajewska

 

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO