Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

MIASTO

Jak kieleccy restauratorzy przeżywają obostrzenia?

poniedziałek, 09 listopada 2020 16:45 / Autor: Mateusz Kaczmarczyk
Jak kieleccy restauratorzy przeżywają obostrzenia?
Jak kieleccy restauratorzy przeżywają obostrzenia?
Mateusz Kaczmarczyk
Mateusz Kaczmarczyk

Walka o klienta, marnowanie prądu na rozgrzanie pieców i wyrzucanie jedzenia – tak wyglądała codzienność kieleckich restauratorów w trakcie wiosennego zamknięcia gospodarki. Wszystko wskazuje na to, że scenariusz powtórzy się i tym razem.

Dwa tygodnie temu ogłoszone zostały obejmujące cały kraj restrykcje pandemiczne, w tym przejście na całkowitą naukę zdalną oraz zamknięcie obiektów kulturalnych i restauracji.

Decyzja rządu spotkała się z negatywnym odzewem niektórych, dotkniętych obostrzeniami branż. W ubiegłym tygodniu w Kielcach odbył się protest przedsiębiorców związanych z branżą gastronomii. Restauratorzy złożyli na ręce wojewody petycję zawierającą postulaty, których spełnienie ich zdaniem pomogłoby przetrwać gastronomii okres koronawirusa. Domagają się m. in. stworzenia osobnej Tarczy Antykryzysowej i ulg ZUS-owskich. 

Jak mówi Damian Tomalik, kielecki restaurator, jeśli władze kraju nie zaczną traktować ich postulatów poważnie, to kryzys w branży gastronomicznej może dotknąć nawet kilka milionów osób w kraju. Jego zdaniem największy błąd, jaki popełnił rząd przy przygotowaniu obostrzeń to wrzucenie wszystkich gastronomicznych biznesów do jednego worka. Przekonuje, że restauracje znacząco różnią się od barów, pubów, klubów muzycznych serwujących ciepłe posiłki, czy budek z jedzeniem na wynos, dlatego powinny być traktowane inaczej.

– Przeciętna restauracja działająca w Kielcach musi zarobić około 100 tysięcy złotych, aby wyjść na zero. Realny zysk, mogący pozwolić na sprawne działanie zaczyna się z kolei w okolicy 130 tysięcy zł. Suma ta, łącznie ze skalą zarobków i wydatków potrafi znacznie różnić się w przypadku lokali handlujących różnym jedzeniem lub o różniej powierzchni – argumentuje Damian Tomalik.

W relatywnie najlepszej sytuacji są lokale serwujące dania szybkie w przygotowaniu i handlujące najlepiej sprzedającym się towarem. Według danych Uber Eats - jednej z firm zajmującej się dowożeniem jedzenia do domu, w trakcie wiosennego zamknięcia gospodarki największą popularnością cieszyły się pizza, kebab i inne fastfoody. Najgorszej sprzedawały się dania typowo obiadowe i posiłki, które wymagają długiego czasu przygotowania.

Dodatkowy problem mają restauracje, które nie oferowały wcześniej jedzenia na dowóz. – W tej branży trzeba budować swoją markę nawet przez kilka lat, a jeśli lokal nie ma stałej grupy klientów przyzwyczajonych do zamawiania jedzenia na wynos, to zdarza się, że nie sprzedaż jest znikoma, lub żadna – mówi właściciel lokalu na kieleckim rynku.

Jak na razie protest nie spotkał się z jednoznaczną odpowiedzią ze strony rządu. Wiadomo jednak, że rozmowy z branżą gastronomiczną trwają. Restauratorzy zaznaczają, że nie oczekują od rządu całkowitego zniesienia obostrzeń i objęcia branży gastronomicznej specjalnym traktowaniem.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO