Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 43.

PUBLICYSTYKA

Przyszłość rzemieślnika

piątek, 23 stycznia 2015 13:40 / Autor:
Przyszłość rzemieślnika
Przyszłość rzemieślnika

Szkołom zawodowym często nie opłaca się szkolić uczniów w niepopularnych fachach. Młodzi albo garną się na studia, albo rezygnują z nauki i jadą za granicę. Niektórzy wracają, żeby zdać egzamin mistrzowski i… znów wyjechać. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, wkrótce w Polsce zabraknie zegarmistrzów, złotników, spawaczy i murarzy. Choć teoretycznie wszystko jest w porządku.

W naszym regionie działa około 950 zakładów rzemieślniczych, zrzeszonych w kieleckiej Izbie Rzemieślników i Przedsiębiorców. W samych Kielcach i najbliższych okolicach jest ich 220. Każdego roku w konkretny fach zdobywa około 1800 osób. – Niż demograficzny i ogólny spadek liczby uczniów nie zaszkodziły nam – tłumaczy Janusz Michalski, dyrektor wspomnianej Izby. Przyszli fachowcy doskonale wiedzą, że szukając pracy w drobnej wytwórczości, nie zasilą szeregów bezrobotnych.

Młodzi najczęściej decydują się na zawód fryzjera i mechanika. Odnotowano wzrost zainteresowania zawodami budowlanymi. A co się dzieje z tymi ginącymi? – Nie ma czegoś takiego. Po prostu rynek pracy ich nie potrzebuje – twierdzi Michalski.

Każdy musiał mieć zawód

Takim wymierającym rzemiosłem nie jest na szczęście krawiectwo, istniejące na ziemiach polskich od ponad 700 lat. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1282 roku i mówią o jego wyodrębnieniu się z innych rzemiosł. Aż do XIX wieku utrzymał się podział krawiectwa na klasztorne, dworskie, folwarczne, miejskie, i wiejskie. To ostatnie było najbardziej powszechne. Niemal każda rodzina miała w swoim domu krawca bądź krawcową.

Dziś ci rzemieślnicy nie narzekają na brak zajęcia. – Mniej osób przychodziło do mnie w latach siedemdziesiątych. Teraz jest dobrze, chociaż najlepiej było za Balcerowicza, kiedy otwarto granice – opowiada pani Krystyna, która pozytywne komentarze na temat swojej pracy zbiera nawet w internecie. Niestety nie zdradzimy, gdzie znajduje się jej zakład, bo… nasza rozmówczyni poprosiła o anonimowość.

Skąd decyzja o zostaniu krawcową? – W peerelu każdy musiał mieć jakiś zawód – uzasadnia. Jej zdaniem brakuje dziś w Kielcach ludzi dobrze wykonujących to rzemiosło, dlatego dla tych najlepszych pracy z pewnością nie zabraknie. – Krawiectwo to jest przyszłość! – zapewnia pani Krystyna.

Buty dla konia

„Obecnie jest to zawód zanikający, większość butów jest wykonywana w fabrykach” – możemy przeczytać na temat szewstwa w encyklopedii. Ale szewcy nie zgadzają się z tą opinią, bo w końcu ktoś musi naprawiać buty. – To rzemiosło na pewno się utrzyma. Teraz mam więcej klientów, niż w poprzednich latach – twierdzi jeden z kieleckich szewców, który podobnie jak nasza poprzednia rozmówczyni chce zachować anonimowość. Z jakiego powodu? – Mnie żadna reklama nie jest potrzebna. Mam tylu klientów, że gdyby zobaczyli moje zdjęcie w gazecie, bez problemu by mnie rozpoznali – uśmiecha się.

Dlaczego został akurat szewcem? – Nie miałem wyboru. Życie mnie do tego zmusiło – ucina. Jednak nie żałuje. Tym bardziej, że na brak zajęcia nie narzeka. Pomogła mu inwestycja w samego siebie: bardzo dużo czasu poświęcił na naukę fachu, dzięki czemu stał się w nim mistrzem, a klienci to doceniają. Czasem przychodzą do niego osoby z bardzo ciekawymi zleceniami. – Kiedyś na przykład zrobiłem buty… dla konia! Można było je założyć na kopyta – śmieje się kielecki szewc.

Zegarmistrz i harakiri

Nie do śmiechu jest Robertowi Kołomańskiemu, zegarmistrzowi prowadzącemu zakład w Kielcach przy ul. Czarnowskiej 11. Dawniej zegarmistrzostwo przynosiło większy zysk, bo każdy miał zegarek, a dziś wystarczy telefon komórkowy. – Szkoda, bo z tego powodu zawód zegarmistrza troszeczkę podupada – tłumaczy.

Ludziom nie zawsze opłaca się oddawać zegarki do naprawy. – Wolimy kupić tanio, a wiadomo, że za tym idzie gorsza jakość. Zegarki sprzed 30-40 lat mają się dobrze do dziś. Natomiast nowe po kilku latach są do wyrzucenia. Producenci oszukują, na przykład stosują niepełnowartościową stal, przez co oszczędzają, ale i skracają żywotność wyrobu – wyjaśnia Kołomański.

Kielczanie jednak wciąż stosunkowo chętnie odwiedzają jego zakład. Niektórzy mają naprawdę dziwne pomysły. – Kiedyś pewna starsza osoba zażyczyła sobie, żeby jej przerobić pięknie bijący, stuletni nakręcany zegar ścienny. Nakazała wyrzucić stary mechanizm i włożyć tam… wart parę groszy czasomierz na baterie. Wyglądało to tragicznie. To było harakiri na zegarze – wspomina zegarmistrz z ul. Czarnowskiej.

Kołomański martwi się o przyszłość swojego fachu. Nie jest kolorowa, bo brakuje chętnych. – Potrzebuję człowieka do pracy i przeszkolenia. Ale młodzi żyją dziś na garnuszku rodziców. A czas płynie i potem już nie umie się dobrze złapać kombinerek czy młotka.

** *

Wydaje się, że przybliżone w tym materiale zawody nie podzielą losu kołodziejstwa, puszkarstwa, akuszerstwa czy strycharstwa. O tych możemy dowiedzieć się już niemal wyłącznie z książek historycznych. Daleko im również do kowalstwa, które musiało zmienić swoją charakterystykę. Jednak nawet te najpotrzebniejsze profesje nie przetrwają bez pasji i zaangażowania młodych ludzi. Bo o dziwo, rezygnując ze słabych studiów na rzecz szkół zawodowych oraz izb rzemieślniczych, można zyskać znacznie więcej, niż stracić.

Maciej Urban

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO