Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 43.

PUBLICYSTYKA

Maratończyk

środa, 03 lipca 2013 12:36 / Autor:
Maratończyk
Maratończyk

Rozmowa z Piotrem Kusiakiem, maratończykiem, uczestnikiem bigów ekstremalnych.

- Jaki jest Pana ulubiony fim?

- Rydwany Ognia, ale uwielbiam też kino Wernera Herzoga, a czemu pan pyta?

- Bo myślałem, że Forrest Gump. W końcu on, podobnie jak Pan, ciągle biegał. Pan uczestniczy w maratonach. Ile ma ich Pan na swoim koncie?

- Rzeczywiście coś w tym jest, ukończyłem 45 maratonów. Ale nic dziwnego; bieganie od dziecka sprawiało mi radość. Po maturze zacząłem to robić systematycznie, zaś pierwszy maraton ukończyłem w 1984 roku.

- Wtedy nie było chyba takiej mody na bieganie, jak teraz?

- Oczywiście. Zwłaszcza, że wówczas na biegaczy patrzono dość ironicznie. Zdarzało się, że nazywano mnie wariatem, bo zajmowałem się czymś, co dla innych było zupełnie nieważne. Nie istniały też informacje o tym gdzie i jak należy biegać. Zapisów nie prowadzono przez Internet, tylko w siedzibach związków lekkiej atletyki. A dziś mamy na bieganie modę. Jest ona związana przede wszystkim z popularyzacją zdrowego trybu życia. To dobry trend, ale ma również złe strony. W ten sport weszły już ogromne firmy szukające pieniędzy. Pewne maratony mają coraz bardziej skomercjalizowany wymiar.

- Na przykład które?

- Chociażby te największe w kraju czyli Maraton Poznański oraz Warszawski. Z drugiej strony nie odbiegają one w żadnym stopniu od tych zagranicznych.

- A tych zagranicznych ile Pan ukończył?

Dokładnie nie pamiętam, około dziesięciu. Zdarzyło się też kilka biegów ekstremalnych. W pamięci zapadł mi szczególnie maraton z... Maratonu do Aten, czyli klasyka z nutką historyczną. Przez chwilę można było wyobrazić sobie czasy Fillipidesa, który biegł właśnie tą trasą, by przekazać dobrą nowinę o zwycięstwie Greków w bitwie. Metę przekraczałem zaś na Starożytnym Stadionie w Atenach. Niesamowite uczucie.

- Wspomniał Pan o biegach ekstremalnych, czym one różnią się od zwykłych maratonów?

- Odbywają się w trudniejszych warunkach np. w górach. Moga być również dłuższe. Z tych najciekawszych ukończyłem trzy z czterech biegów wokół pasm górskich Mount Blanc – UTMB, CCC oraz TDS.

- Który był najtrudniejszy?

- Trudno powiedzieć, najdłuższy z tych trzech był UTMB. Liczył 166 kilometrów, trzeba się było wyrobić w 46 godzin.

- Czyli żeby przekroczyć linię mety, należało biec także w nocy?

- Tak. Co kilkanaście kilometrów rozstawiono punkty kontrolne, w których można było odpocząć i coś zjeść. Raz w takim miejscu zdarzyło mi się przysnąć. Dodajmy, że w podobnych biegach wymagany jest plecak z niezbędnym wyposażeniem, takim jak latarka, rezerwa wody oraz różnego rodzaju ubiór.

- A warunki atmosferyczne? Bardzo wpływają na komfort biegu?

- Bardzo. Zdarzyło mi się biec w nocy w okropnej ulewie, która później przekształciła się w... śnieżycę. Do tego błoto po łydki. Do tej pory nie mogę doprać ciuchów z tego biegu. Innym razem miałem 15 kilometrów do mety, panował ogromny upał. Wypiłem ostatnie rezerwy wody, a do najbliższego punktu kontrolnego zostało około 6 kilometrów. Mój organizm był do tego stopnia wycieńczony, że w pewnym momencie miałem... fatamorganę!

- Często podczas biegu zdarzają się takie kryzysy?

- To było wycieńczenie organizmu, które podczas zwykłych maratonów nie zdarza się często. Na tych klasycznych 42 kilometrach bardzo ważne jest przygotowanie psychiczne. Wystarczy, że zawodnik niedospał, ma zły dzień lub inny problem, a już głowa może pracować inaczej. Wiele razy widziałem, że osoby idealnie przygotowane pod względem fizycznym, nie osiągały dobrego wyniku właśnie dlatego, że tworzyły sobie pewnego rodzaju bariery.

- Można to przezwyciężyć?

Naturalnie. To jest trochę jak z życiem. Trzeba się cieszyć z tego, co się robi i myśleć pozytywnie. Wtedy nawet Mount Blanc nie jest tak straszny.

- Jak trenować, by szybko się nie zniechęcić?

- Człowiek jest z natury leniwy, dlatego najważniejsze to zacząć i skończyć wyznaczoną trasę. Jeszcze lepiej, gdy pobijemy ten swój założony cel. Oczywiście tak, by nie złapać kontuzji.

- Gdzie biegać w Kielcach?

- Nieśmiertelne są ścieżki na Stadionie Leśnym. Polecam również Biesak, Posłowice oraz Grabinę. Tam można odetchnąć i zapomnieć o codziennych problemach.

- Wiem, że aktywność fizyczną łączy Pan z aktywną pomocą chorym dzieciom.

- Owszem, jestem prezesem fundacji „Sprawni-Razem“. Staramy się pomagać dzieciom z lekką niepełnosprawnością intelektualną. Organizujemy dla nich zawody sportowe zarówno na szczeblu regionalnym jak i ogólnopolskim. Dzięki temu możemy pochwalić się kilkoma paraolimpijczykami.

- Czy po 45 zakończonych maratonach ma Pan jeszcze jakieś marzenia związane z bieganiem?

- Nie mam sprecyzowanych marzeń. Mam cele. Kiedy wyznaczam sobie cel, staram się go realizować. Chciałbym pobiec w Afryce oraz nad jeziorem Bajkał – niedaleko Irkucka, w Rosji. To są moje plany na kolejne lata.

- Dziękuję za rozmowę.

Piotr Natkaniec

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO