Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Podział Ukrainy nie jest wykluczony

sobota, 17 maja 2014 09:16 / Autor: Katarzyna Bernat
Podział Ukrainy nie jest wykluczony
Podział Ukrainy nie jest wykluczony
Katarzyna Bernat
Katarzyna Bernat

Rozmowa z ks. Wiesławem Stępniem, kustoszem Bazyliki Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wiślicy.

- Dziewięć lat pracował ksiądz w Kijowie. Jak dziś odbiera ksiądz to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy?

- Sytuacja, którą obserwujemy, pokazuje że tamtejsze społeczeństwo jest bardzo młode i brakuje mu właściwie rozumianego poczucia patriotyzmu oraz związków ze swoim krajem. Ukraina odzyskała niepodległość ponad dwadzieścia lat temu. Wcześniej nie doświadczyła tego, co znaczy mieć własne niezależne państwo. Kraj jest zróżnicowany. Zachód, który do II wojny był w granicach Rzeczpospolitej, bardziej rozumie czym jest więź narodowa i niepodległe państwo, ale niestety obecny tam jest źle pojmowany nacjonalizm. Natomiast Wschód zdominowany jest przez ludzi mówiących po rosyjsku. Ukrainę tworzą różne narodowości i brakuje elementu jednoczącego społeczeństwo. Nas Polaków w czasach niewoli łączyła wspólna kultura, tradycja i Kościół katolicki. Na Ukrainie jest wiele wyznań, a podziały obecne w Kościele prawosławnym przenoszą się także na społeczeństwo.

- Oglądając obrazy z kijowskiego Majdanu nie był ksiądz zaskoczony reakcją społeczeństwa?

- Bardzo byłem zaskoczony. To jest bardzo cierpliwy naród, który przez lata znosił wiele cierpień i upokorzeń. Pracowałem tam w latach 1995 – 2004. Wtedy odnosiłem wrażenie, że oni nie mają nadziei, aby cokolwiek zmienić. Byłem więc zdziwiony, że potrafili się zorganizować, wyjść na ulicę i zaryzykować. Oligarchiczny system władzy, który funkcjonował, był bardzo bezwzględny, co widzieliśmy po ofiarach.

- A to, co teraz dzieje się na Wschodzie, nie grozi podziałem Ukrainy?

- Ludzie na wschodzie mówią po rosyjsku i prawie nie znają ukraińskiego. Przez całe lata byli skazani na rosyjskie media, ulegli więc ich propagandzie. Podział kraju nie jest zatem wykluczony. Nowa władza ukraińska, mająca małe doświadczenie w rządzeniu tak dużym krajem, nie wyszła również z żadną propozycją dla ludzi mieszkających na Wschodzie. Tam trzeba było działać szybko. Kiedy zaczął się problem na Krymie, potrzebna była obecność władz ukraińskich. Tego zabrakło.

- Jak wyglądała Księdza praca na Ukrainie?

- Trzeba wiedzieć, że im dalej na wschód Ukrainy, Kościół rzymskokatolicki jest w mniejszości, choć na Zachodzie Ukrainy są obszary, że nawet przeważa. Ja pełniłem posługę w Kijowie. Jest to olbrzymie miasto, liczące około trzech milionów mieszkańców. Kiedy zaczynałem, były tam tylko trzy parafie rzymskokatolickie. Kiedy wyjeżdżałem - już osiem. Zaczynałem od podstaw. Na początku miałem zaledwie dziesięciu parafian, z czasem przybyło około stu rodzin. Postawiliśmy kaplicę, a później zaprojektowałem kościół, który budował już mój następca.

- Jaki jest klimat dla Kościoła rzymskokatolickiego w tym wielonarodowym i wielowyznaniowym kraju?

- W Kijowie jest on bardzo dobrze przyjmowany, ponieważ kojarzy się z europejskością. Wielkie poruszenie wywołała wizyta Jana Pawła II na Ukrainie w 2001 roku. Byłem wtedy w komitecie organizacyjnym. Doświadczyłem pozytywnej reakcji ludzi z różnych środowisk. Na spotkanie zgłaszali się katolicy z całej Ukrainy, ale również prawosławni i niewierzący.

- Jak na Ukraińcach odbiła się prowadzona przez lata ateizacja?

- Będąc tam, zrozumiałem co to znaczy „homo sovieticus”. Spotykałem ludzi, dla których nie istniało pytanie o Pana Boga. To społeczeństwo było tak właśnie wychowywane przez trzy lub cztery pokolenia. Wartości duchowe sprowadzały się do koncertu, baletu, filmu, galerii, ale nie religii. Wpływ na ich postawę miało również powszechne zjawisko rozpadu rodziny i łatwe rozwody. Cierpiały na tym przede wszystkim kobiety i dzieci. Mężczyźni są tam często słabi moralnie, nieodpowiedzialni i niegotowi, aby utrzymać rodzinę i wychować dzieci. Młodzież – zdemoralizowana, wcześnie wchodząca we współżycie seksualne, narkotyki, alkohol. Do tego panowała nagminna korupcja.

- Skąd się więc wzięła w nich siła i chęć przemian?

- Myślę, że dorosło młode pokolenie, które wyjeżdżając za granicę zobaczyło jak żyją inne narody. Ponadto pomógł im się zorganizować internet, medium, które trudno zablokować. Determinację potęgowała sytuacja materialna, zupełnie nie do zniesienia. Ukraińcy widzieli niewielką grupę oligarchów bogacących się bez opamiętania, żyjących ponad stan. Tymczasem zwykli ludzie niewiele zarabiają, a ceny niemal nie odbiegają od naszych. To spowodowało, że postanowili zaryzykować.

- Jaką drogą pójdzie teraz Ukraina?

- Sytuacja jest trudna, bo ich rosyjski sąsiad zobaczył, że może odzyskać wpływy, a może nawet część dawnego terytorium. Rosji nie chodzi przecież o dobro ludzi i wschodnich terenów. Przed tym, co się stało na Krymie, Putin miał w Rosji jedynie 40 procent poparcia, po aneksji Krymu ma około 80 procent. On będzie chciał to wykorzystać. Mam jednak nadzieję, że Ukraińcy nie dadzą się podzielić. Myślę, że dużą rolę mogą spełnić istniejące na Ukrainie Kościoły chrześcijańskie. Współpraca nowych władz właśnie z tymi kościołami, mogłaby - moim zdaniem - przynieść dobre owoce, dać impuls, wnieść nowego ducha i nie dopuścić do podziału kraju.

- Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Bernat

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO