Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Świadkowie - żołnierze NSZ

piątek, 11 lipca 2014 11:15 / Autor: Katarzyna Bernat
Świadkowie - żołnierze NSZ
Świadkowie - żołnierze NSZ
Katarzyna Bernat
Katarzyna Bernat

Spośród tych, którzy pamiętają dokonania żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, żyje już niewielu. Oto dwa spośród ich świadectw.

JANINA MAKARSKA, żona Antoniego Makarskiego ps. „Zjawa”, „Żbik”, siostra żołnierzy NSZ.

Wychowywałam się w patriotycznej rodzinie w Kielcach. Miałam sześciu braci. Najstarszy skończył przed wojną szkołę oficerską we Włodzimierzu Wołyńskim. W 1939 roku dowodził kompanią. Później trafił do Narodowych Sił Zbrojnych, a za nim kolejni bracia. Miałam wtedy 9 lat, więc mi nic nie mówili. Była konspiracja.

Podczas bitwy pod Uniejowem, najstarszy brat został ciężko ranny. Młodszy zginął. Jego grób odnalazłam po 26 latach. Trzeciego brata wydała konfidentka, mieszkająca na naszym podwórku. Niemcy katowali go pół roku w kieleckim więzieniu. Pozwalali wymieniać bieliznę, więc jak przynosili nam jego koszulę, cała była w zakrzepłej krwi.

Mąż zaczął walkę w Narodowych Siłach Zbrojnych już po wojnie, na Podlasiu. Wtedy jeszcze go nie znałam. Razem z kolegami z technikum poszedł do małego oddziału partyzanckiego. Opowiadał, jak sami musieli się starać o jedzenie. Ukrywali się po lasach, ale ludzie ich nie zdradzili. Pomagali im.

Po jakimś czasie został aresztowany przez UB, torturowano go na Zamku Lubelskim. Podczas śledztwa wyrwano mu paznokcie. Trzy dni i trzy noce przebywał w karcerze, stojąc w wodzie po kolana. Otrzymał trzy wyroki śmieci. Siedząc w celi śmieci, codziennie czekał na egzekucję. W końcu przeniesiono go do więzienia we Wronkach. Tam doczekał amnestii.

HENRYK ATEMBORSKI, ps. „Pancerny”, żołnierz NSZ.

Moja siostra i matka były w Armii Krajowej, więc ja też chciałem walczyć. W 1944 roku, kiedy miałem 16 lat, zacząłem się starać o przyjęcie do AK, ale bezskutecznie, więc poszedłem do NSZ. W Drogowli stacjonował oddział Władysława Kołacińskiego ps. „Żbik”, tam mnie przyjęto. Początkowo do oddziału zaopatrzeniowego.

Naszym zadaniem było organizowanie prowiantu dla żołnierzy. Pomagali nam administratorzy majątków. Czasami musieliśmy ich pobić, aby mieli alibi. Mówili wtedy Niemcom, że zostali napadnięci. Niszczyliśmy również książki ewidencji dostaw, aby hitlerowcy nie mogli się doliczyć stanu żywności.

Później przeszedłem do kompanii szkoleniowej i ochrony dowódcy sztabu. Była to taka podchorążówka. Uczono nas zapoznawania się z bronią, musztry, dowodzenia. Do NSZ wstępowało dużo inteligencji z Warszawy, Kielc i Jędrzejowa.

Panowały iście spartańskie warunki. Na kwaterę przychodziliśmy ubłoceni, a marsze nie były spacerkami. Maszerowaliśmy po 50 kilometrów. Na kwaterach spaliśmy w izbach na olbrzymich piecach lub ułożeni pokotem na podłodze. Czasami była to gliniana polepa. Zamiast porannej toalety, wylewało się na głowę wiadro wody. Tak myliśmy się.

Nie wyszedłem z Polski razem z Brygadą Świętokrzyską. Po 1945 roku zaprzestałem walki. Oddałem amunicję koledze, który był spalony, władze wiedziały o jego konspiracyjnej działalności. Ja myślałem, że nic mi nie grozi. W 1947 roku zostałem jednak aresztowany. Właśnie kończyłem liceum. Ale UB nie wiedziało o mojej przynależności do NSZ. Powiedziałem śledczym, że walczyłem w Powstaniu Warszawskim, a ponieważ moja mama i siostra były w tym czasie w Warszawie, więc powtarzałem ich opowieści. Wszystko się zgadzało i ubecy zgłupieli. Po czterech miesiącach ciężkiego śledztwa, które na 10 lat wpędziło mnie w gruźlicę, wypuszczono mnie. Jakoś przetrwałem.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO