SPORT
Piłka meczowa tym razem w siatce. Industria wygrywa po horrorze
W bezsprzecznym meczu o „cztery punkty” Industria Kielce wygrała z Dinamo Bukareszt 34:32. Nie zabrakło skrajnych emocji.
Maszyna losująca urazy w szeregach Industrii Kielce wskazała tym razem na Michała Olejniczaka. Ten w tygodniu poprzedzającym spotkanie z Dinamem z uwagi na uraz dwugłowego uda dołączył do kontuzjowanego Kounkoud. Początek środowego starcia był jednak dla wicemistrzów Polski nieco bardziej łaskawy.
Goście szybko obejrzeli karę dwóch minut, a miejscowi wyszli na trzybramkową przewagę. Przez kolejne minuty zespół Dujshebaeva utrzymywał względnie bezpieczny dystans, a kilka chwil po wybiciu premierowego kwadransa osiągnęli nawet pięć goli na plus (14:9).
W tym momencie jednak Polacy weszli w dołek. Goście skorzystali ze spadku formy kielczan, odrabiając cztery trafienia straty. Na przerwę drużyna Kirgiza schodziła ostatecznie z jedynie dwubramkową zaliczką (21:19).
Po przerwie obserwowaliśmy kontynuację tego, co zaserwowano nam w drugiej części pierwszej połowy. Dinamo zaczęło od kurczowego chwycenia się tego bliskiego wyniku. Jednak po 7 minutach, a także dwóch błyskawicznych karach dla Monara i Sićki, najpierw doprowadziło do wyrównania i kolejno osiągnięcia przewagi… od razu dwubramkowej.
Jakby tego było mało, pierwszy z ukaranych nie wyciągnął wniosków i niemal równo z 45. minutą zakończył swoje zawody z czerwoną kartą na koncie. Dosłownie kilkanaście sekund później goście zdobyli trafienie na „plus trzy” i wydawać się mogło, że Rumuni wjechali na autostradę po komplet punktów. Nic bardziej mylnego, wszak to właśnie od tego momentu Żółto-Biało-Niebiescy rozpoczęli konsekwentne odrabianie strat.
Ta ścieżka zaprowadziła ich do odzyskania prowadzenia w 54. minucie i skutecznym karnym Jarosiewicza. Będąca na fali Industria przeprowadziła kilka minut później akcję na trzybramkową zaliczkę. Niestety, zamiast tego mieliśmy gola kontaktowego Dinamo. Tym samym miejscowi skazali się na dramatyczną końcówkę.
Na piętnaście sekund przed końcem piłkę na remis miał Rosta, ale na drodze jego marzeń o wyrównaniu stanął Ferlin, który rozłożył się między słupkami jak rozgwiazda i zanotował arcyważną obronę.
Nauczeni historią kielczanie tym razem idealnie zachowali się w ostatniej akcji zawodów, a do siatki na 34:32 trafił Dylan Nahi. To zwycięstwo daje kielczanom pięć punktów przewagi nad pokonanymi oponentami, którzy zajmują miejsce poza strefą dającą awans z grupy.





