Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

SPORT

Rok Mateusza Bieńka [Wywiad]

środa, 12 sierpnia 2015 09:25 / Autor: Piotr Natkaniec
Rok Mateusza Bieńka [Wywiad]
Rok Mateusza Bieńka [Wywiad]
Piotr Natkaniec
Piotr Natkaniec

Nikt nie spodziewał się, że sezon 2014/2015 będzie dla Mateusza Bieńka tak udany. Konia z rzędem tym, którzy przed tegorocznym sezonem reprezentacyjnym spodziewali się, że środkowy Effectora tak szybko zdobędzie uznanie w oczach Stephana Antigi i będzie jedną z gwiazd reprezentacji Polski. Wygląda na to, że w obecnej formie na przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janerio nie może go zabraknąć. Z Mateuszem Bieńkiem rozmawiamy o Lidze Światowej, kadrze Polski i wielu innych rzeczach, które miały miejsce w ostatnich, bardzo aktywnych dla niego, kilku miesiącach.

 

Trudno Cię złapać ostatnio. Masz bardzo pracowite wakacje.

No rzeczywiście. Miałem dosłownie kilka dni wolnego. Teraz też nie zapowiada się, że będę miał więcej czasu, bo czeka mnie jeszcze Memoriał im. H.Wagnera i Puchar Świata. Jednak nie narzekam i cieszę się, że jestem w tym miejscu w jakim jestem.

Kondycyjnie dajesz radę?

Staram się, ale w Rio był lekki kryzys. Cały zespół nie trafił tam z formą. Byliśmy zmęczeni dalekimi wyjazdami, które dały się we znaki. Pomimo tego zabrakło nam niewiele, żeby przywieźć medal.

A przecież przed Ligą Światową mało kto spodziewał się awansu do Final Six.

Racja, ale tak jak kiedyś nikt nie był w stanie wygrać z Brazylią, tak teraz my mamy taki potencjał. Doszło do sporych zmian i nie wiedzieliśmy jak to będzie funkcjonowało. Nawet Stephan Antiga mówił, że sam jest zaskoczony jak to wszystko wygląda. Pomiędzy drużynami były bardzo małe różnice. Szkoda, że pojechaliśmy tam właściwie na wycieczkę i przywieźliśmy „medal z buraka”.

Po półfinale z Francją byłeś wkurzony na Fabiana, że tak rzadko dostawałeś piłki?

Ja nie jestem trenerem żeby takie rzeczy oceniać. Bartek jest motorem napędowym tego zespołu i to on ma dostać najwięcej piłek. Na Final Six było już widać, że rywale byli przygotowani na moją grę także nie grało mi się tak łatwo jak wcześniej.

Który mecz zapamiętałeś najbardziej z dotychczasowych występów w kadrze?

Chyba debiut. Przede wszystkim byłem zaskoczony, że wyszedłem w pierwszym składzie.

Nie było widać po Tobie stresu...

Ja mam takie podejście, że wspiąć się na wysoki poziom można bardzo szybko, ale spaść z niego można jeszcze szybciej. Więcej robić, a mnie gadać. Tego się trzymam.

Ale były też nieudane występy. Kiedy dostałeś pierwszą burę od Antigi?

W Krakowie ze Stanami Zjednoczonymi. Wszedłem na boisko jakbym jeszcze nie wstał z łóżka.

Co Ci wtedy powiedział?

Użył niecenzuralnych słów (śmiech). Zresztą on zawsze tak reaguje. Stephan to jednak bardzo spokojny człowiek. Bardziej nadpobudliwy jest Philippe (Blain – asystent trenera, przyp.red.). Jeżeli jemu się coś nie podoba, to od razu jest przerwa w treningu, wchodzi na parkiet i pokazuje dość ostentacyjnie o co mu chodzi.

Jakie rady daje Ci duet szkoleniowy?

Głównie o blok. Przede wszystkim, żebym się nie dał. Wiadomo, że za wiele się nie poprawi w miesiąc. Zaszczepił we mnie jeszcze większą pewność siebie.

Przyjemne powitanie miałeś po meczach z Rosją kiedy pojawiłeś się w domu?

Bardzo, ale wiedziałem, że coś się święci, bo brat, który zazwyczaj nie interesuje się kiedy wracam, teraz ciągle wydzwaniał. Dojechałem do domu, a tutaj cała rodzina i sąsiedzi. Był szampan, grill i zabawa.

Jak zmieniło się Twoje życie po występach w reprezentacji?

Stałem się na pewno bardzo rozpoznawalny. Czy jestem na stacji czy w sklepie to często zdarza mi się słyszeć za plecami, że to ten siatkarz. Czasem ktoś podejdzie po zdjęcie czy autograf.

Jak było w Iranie?

To jest zupełnie inny świat. Tam też jest na trybunach 15 tysięcy widzów, ale wszyscy to faceci. Na hali jest około 30 stopni. Nie potrzeba właściwie rozgrzewki. Na 15 minut przed meczem wszyscy zaczynają się modlić, co też jest dosyć niecodziennym widokiem.

A co zapamiętałeś z innych podróży?

W Stanach graliśmy na hali przeznaczonej do hokeja. Pod teraflexem był beton. Wziąłem tam 4 pary butów, a mogłem grać tylko w jednych, bo taka była twarda nawierzchnia. Z kolei w Rosji ogromne wrażenie zrobiła na mnie baza treningowa Zenitu Kazań, ale podczas meczów była atmosfera stypy, co mnie trochę zaskoczyło. Przylot do Brazylii też nie należał do przyjemnych. Po 14 godzinach lotu musieliśmy długo czekać na pokoje.

Jest ktoś z kim na zgrupowaniach trzymasz się bardziej?

Nie, wszyscy trzymamy się razem. Wiadomo, że jak mieszkałem z Bartkiem Bednorzem, a potem z Arturem Szalpukiem to z nimi spędzałem najwięcej czasu, ale podczas treningów czy posiłków nie ma żadnych barier i wszyscy trzymamy się razem.

Dali Ci jakąś nową ksywkę?

Michał Kubiak czasem mówi do mnie „bocian”, od tego mojego podejścia do zagrywki (śmiech).

Rzeczywiście zagrywka to taki Twój znak rozpoznawczy.

Ciągle mi o tym mówią, że jest nietypowa. Nauczył mnie jej Stanisław Gościniak z Częstochowy. Staram się ją jeszcze doskonalić, ale póki wychodzi to jest dobrze.

Czujesz się już pełnoprawnym reprezentantem?

W żadnym wypadku i chyba nikt się tak nie czuje. Każdy tam walczy o swoje i próbuje sprzedać swoje umiejętności.

Pytam, bo patrząc na decyzje kadrowe Antigi to chyba masz sporą szansę na udział w przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich...

Ja mogę jedynie powiedzieć, że się cieszę. Liczę teraz na grę w Pucharze Świata i Mistrzostwach Europy. Najważniejsze jest zapewnić sobie jak najszybciej awans do Igrzysk.

Antigę ciągnie jeszcze na parkiet? Gra z wami czasem na treningach?

Korci go, czasem sobie stanie do przyjęcia. Prędzej Phillipa ciągnie. Staje na boisko, przyjmuje, wystawia, skacze. W Krakowie mieliśmy taką sytuację, ze Artur Szalpuk miał po treningu poćwiczyć jeszcze zagrywkę. Po drugiej stronie stanął Blain i na 10 serwisem 8 przyjął w punkt. Artur był potem trochę podłamany, że ponad 50-letni gość przyjmuje praktycznie każdą jego zagrywkę.

Chyba dosyć luźna atmosfera panuje w kadrze?

Tak. Jak jest praca, to jest praca, ale jak jest zabawa to jest zabawa. Dobrze to wszystko podzieliliśmy.

A pamiętasz jakąś zabawną sytuację?

Tak. Sam ją sobie właściwie stworzyłem. W Iranie przed meczem robiłem sobie kawę. Śmietanka była w podobnym opakowaniu jak serek wiejski. Zamiast śmietanki, wziąłem serek i wlałem do kawy. Potem się mocno zdziwiłem i było trochę śmiechu przed meczem.

Dużo dostałeś telefonów z innych klubów po turnieju w Rio?

Pojawiło się sporo nowych ofert, szczególnie z zagranicy. Jak był balonik napompowany przed wyjazdem na kadrę, to teraz jest jeszcze bardziej. Ja nie ukrywam, że podoba mi się oferta z Zaksy, bo jest blisko mojego domu i ten klub fajnie się rozwija. Na zagranicę przyjdzie jeszcze czas.

Do Kielc wracasz jako lider drużyny. Co dasz zespołowi po tym świetnym reprezentacyjnym sezonie?

Samo trenowanie z takimi zawodnikami dużo daje. Najwięcej mogę pomóc jeżeli chodzi o podejście. Musimy grać w Kielcach dla siebie, bo to drużyna, która jest trampoliną do większego grania.

Na co stać Effectora w tym roku?

Nie ma się co oszukiwać , że o mistrza Polski nie będziemy walczyć. Cieszy, że oprócz mnie jest jeszcze Buchowski i Kędzierski, którzy grali w kadrze B. Myślę, że stać nas na ósme miejsce.

Dziękuje za rozmowę.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO